Carpe... co?

Będzie to post bardzo osobisty. Mniej niż pod edukację podpada pod szeroko pojęty rozwój. Temat, który chcę poruszyć jest bardzo wrażliwy. Boję się, że będzie niepoprawny politycznie i może wstrząsnąć. Wiem, w jaki sposób ja sama bym na taki post kiedyś zareagowała.

Będzie o... ciemności.



Pamiętam moje gimnazjum jako okres ciemności. Nie fizycznej, ale mroku serca, ducha, woli. Gdy sięgnę w stronę tamtych wspomnień, do tej pory mam dreszcze. Przysięgłam sobie, że nigdy nie wrócę do tamtej siebie. Nie pozwolę sobie załamać się, jak wtedy. Przeszłam hartowanie, stałam się mieczem, dam sobie radę.

Pomogła zmiana środowiska, pomogli nowi ludzie, pomógł czas. Pomogła wola walki, okoliczności, praca.

Wszystkim, którzy nienawidzą życia, myślą, że jest tak źle, że nic już się na to nie poradzi, walczą, aby wstać rano, gardzą sobą, chcę powiedzieć:

NIE MUSI TAK BYĆ.

Wiem, bo przeszłam to, co Ty. Wiem, bo to mnie ukształtowało. Wiem, bo to przeżyłam.
Nie chcę bawić się w psychologa. Szczerze? Nie ufam psychologom. Lubią zdrapywać niezagojone strupy. Chwała, jeśli jest dobrym specjalistą. Partacz potrafi zniszczyć delikatną siatkę psychiki na zawsze. Mówią jedną dobrą rzecz: że człowiek jest istotą społeczną.

Może się to nie wydawać, ale kształtują nas działania innych. To, co mówią, co myślą, odciska się na nas jak pieczęć. Za naszymi złymi myślami, paskudnym nastrojem, dołem i chandrą zawsze stoi ktoś lub coś. Zdarzenie, opinia, osąd. Potem jest to przetwarzane po tysiąc razy przez nasz mózg i nie może z niego uciec.

Za to Ty możesz uciec od tego.

Chcę Ci przedstawić moją walkę o siebie, o swoją tożsamość. Mój miecz, moją pięść i taktykę.

1. Odetnij się. Przez kilkanaście lat żyłam po to, aby zostać doceniona przez pewnego człowieka, który sam siebie uważał za ideał. Wpadłam w ciemność, gdy zostałam przez niego odrzucona, wyrzucona, jak zbędny śmieć. Odciął się ode mnie. Ale to właśnie brak kontaktu z nim, uświadomił mi, że mogę żyć dla siebie. Że sama decyduję, kim jestem i co robię. Że moje życie zależy ode mnie i nikt nie powinien mi go ustawiać. Zajęło mi to dużo czasu, ale stałam się wolna. Od niego i od ciemności.

2. Zajmij się. To, co się działo w czasach ciemności, wraca do mnie niekiedy do dzisiaj. Potrafiłam to nieraz wyciągać, obracać na różne strony i układać scenariusze. Do czasu, aż, by móc walczyć o siebie, musiałam zawalczyć o przyszłość. Prozaicznie: poszłam do pracy. Pracowałam często przez pół doby, w różnych warunkach pogodowych, od upału po mróz. Nosząc pudła i paczki nie miałam czasu na myślenie, chciałam po prostu przeżyć. Martwienie się przeszłością zostało zastąpione potrzebą niższego rzędu taką jak pragnienie ciepłej herbaty czy normalnej toalety. Opłaciło się, bo za dwa miesiące pracy mogę przeżyć cały rok. W dodatku wiele się nauczyłam. W pewnym momencie, z gorzkim uśmiechem uświadomiłam sobie, że w porównaniu z tym, co działo się w pracy, moje przygnębiające nawroty to był, mówiąc kolokwialnie, emo bullshit. Nie ma czasu na martwienie się, na myślenie, trzeba siebie wziąć do pracy, a dupę w troki i przestać histeryzować, gdy trzeba żyć. Teraz, gdy siedzę na wygodnym łóżku, mam prąd, bieżącą wodę i ciepło, jestem szczęśliwa i spełniona. Życie jest piękne, właśnie dlatego, że mogę to pisać! Moja definicja szczęścia? Jestem najedzona i jest mi ciepło.

3. Znajdź kontrsugestię. Może moje wnioski nie byłyby takie, gdyby nie pewien przypadek. Babcia dostała kalendarz. Po roku zużyła kalendarz. Ale, z jakiegoś powodu, wycięła z niego jedną stronę i dała mi do pokoju. Ja z moimi zapędami dekoratorskimi podziękowałam i przykleiłam sobie nad biurkiem. Jakoś tak w miejscu, gdzie trafiam wzrokiem, gdy myślę. Na tej kartce nie było nic niezwykłego, łąka pełna czerwonych kwiatów i napis, który pamiętam cały czas:
Szczęście jest w tysiącu drobiazgów tworzących mozaikę życia codziennego.
Najpierw patrzyłam na tę sentencję i wzruszałam ramionami. Potem zaczęłam się zastanawiać. Po n-tym spojrzeniu zrozumiałam siłę sugestii i tego, jak reagujemy na to, co mówią ludzie. Zaczęłam szukać szczęścia w codzienności, myśleć, że jestem szczęśliwa, bo... Nie starałam się szczęścia osiągnąć, wychodziłam z założenia, że już je mam. Ponoć kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą. To było właśnie moje kłamstwo.
W każdym razie, jestem szczęśliwym człowiekiem. A kartka jest na moim biurku cały czas.

Okej, możesz uznać. Przecież ona ma silną psychikę. Ona nie ma pojęcia, co myślę. Nie wie, co przeszedłem. Nie wie, że z ciemności nie można wyjść ot tak, przestać o tym myśleć na pstryknięcie palcem.
Możliwe. Nie mówię, że to trwa sekundę. Jest to proces, długi proces. Ale uważaj, błagam. Ciemność jest jak alkohol. Otula cię kołderką bezpieczeństwa, wewnętrzne cierpienie i beznadzieja są masochistycznie kojące, bo nie trzeba nic robić, nie trzeba się ruszać. Przecież i tak do niczego się nie nadaję, to co ja mam robić?
To, co robią alkoholicy. Uświadomienie sobie, że tkwi się w ciemności, jest pierwszym krokiem. A ja chcę pokazać Ci świat. Piękny świat, w zasięgu twojej ręki. Świat szczęścia. Nieważne, czy wyznajesz jakąkolwiek religię. Szczęście cię otacza i śmieje się do Ciebie.
Ale co w moim nudnym, szarym życiu jest ciekawe i pełne szczęścia, pomyślisz.
Patrzę teraz na mój kubek. W pokoju jest całkowicie ciemno, widzę jedynie to, co oświetla mój laptop. Obok mnie mam myszkę, która świeci na niebiesko i kubek z Ikei za dychę. Światełko myszki pięknie odbija się w białym kubku z granatowymi wzorami kwiatów.

Zachwyć się swoim kubkiem,
Twoja Olcja.
Share on Google Plus

Olcja

Podobno jestem kobietą, chociaż nie maluję się, a nad oglądanie seriali przedkładam rozkręcanie laptopów. Uwielbiam buty na obcasie, czekoladę, spódnice i grzebanie w kodzie. Można ze mną pogadać na mnóstwo tematów, od mangi poczynając, na Miłoszu kończąc. Według znajomych jestem geekiem, bo lubię koszulki z ironicznymi napisami. Kiedyś chciałam zostać dziennikarzem, potem I took an arrow in the knee odkryłam programowanie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz